Propozycja wprowadzenia list europejskich w wyborach do Parlamentu Europejskiego(PE),o czym wspomniał Sikorski w swym wystąpieniu berlińskim, jest atakowana, jako wyrzeczenie się suwerenności. Chodzi o propozycję opracowaną przez komisję Andrew Duffa a polegającą na dodaniu zaledwie 25 posłów do PE, którzy wybierani byliby przez WSZYSTKICH obywateli UE, czyli z list ogólnounijnych zgłaszanych przez ogólnoeuropejskie konwektykle partyjne. Pozostałych 751 europosłów byłoby tak jak dotychczas wybieranych w każdym kraju oddzielnie w przysługującej każdemu członkowi UE liczbie, czyli 96 w Niemczech, 50 w Polsce itd.
Są trzy przesłanki przemawiające za wprowadzeniem list europejskich:
1. Od 1979 roku, kiedy po raz pierwszy PE wyłoniony został w bezpośrednich
wyborach, frekwencja w wyborach do PE systematycznie spada, mimo wzrostu
roli UE i samego PE w jej ramach.
2. Kampania w wyborach do PE przebiega we wszystkich krajach wokół agendy
krajowej a nie europejskiej. Wprowadzenie list europejskich z natury
rzeczy zmusiłoby do debaty kandydujących z tych list nad problemami
ogólnoeuropejskimi a nie lokalnymi.
3. Liderzy list ogólnoeuropejskich byliby zarazem kandydatami na
stanowiska Przewodniczącego Komisji Europejskiej i innych najwyższych w
Unii stanowisk, co chroniłoby nas przed zjawianiem się na tych
stanowiskach osób mało znanych, bez dostatecznego autorytetu w UE i
świecie. Jednym zdaniem chodzi o to, aby w wyborach do PE było więcej europejskich kwestii, europejskich liderów i bezpośredniego wpływu wyborców na to, kto stanie na czele europejskich instytucji. Tylko tyle. Dla niektórych aż tyle.