Nieprawdą jest, że obecne referendum jest bez znaczenia. Jest jedno pytanie o fundamentalnym, konstytucyjnym znaczeniu. Jest to pytanie o jednomandatowe okręgi wyborcze (JOWy).
Wiele osób ma wątpliwości, czy warto przechodzić na system okręgów jednomandatowych. Dziś głosujemy na listę wybranej przez nas partii, na której wskazujemy preferowanego przez nas kandydata; gwarancję swojej reprezentacji w Sejmie mają nawet małe partie, jeśli przekroczą 5-procentowy próg. Ja obserwuje jednak pracę parlamentu od środka i obawiam się, że obecny system wyborów do Sejmu prowadzi do stopniowej degeneracji elity politycznej. Duża część posłów w najbardziej oczywistych sprawach boi się wystąpić z krytyką bądź samodzielnymi propozycjami, żeby nie podpaść szefostwu partyjnemu. Swoje działania, głosowania muszą bowiem tłumaczyć przed szefostwem a nie przed elektoratem. Czy dostaną dobre, biorące miejsce w następnej kadencji zależy bowiem bardziej od szefostwa a nie od elektoratu. Cierpi na tym bardzo jakość ustaw i również rekrutacja do Sejmu. Nie każdy chce być częścią maszynki do głosowania.
Jednomandatowe okręgi zapewnią lepszą komunikację między wyborcami a wybranymi. Umożliwią lepsze przyjrzenie się temu, kto ma nas reprezentować, poprawią jakość pracy osób wybranych do Sejmu, umożliwią indywidualne rozliczanie, uniemożliwią natomiast wjeżdżanie do Sejmu setek posłów na plecach liderów list.
Mało kto zdaje sobie bowiem sprawę, że efektem obecnej ordynacji proporcjonalnej jest fakt, iż aż 311 posłów, tj. 70%, nie uzyskało nawet 5% głosów poparcia w swoich okręgach wyborczych. Np. w Warszawie na 20 wybranych posłów w mijającej kadencji, aż 15 nie uzyskało 5% głosów. W jednomandatowych okręgach partie nadal będą odgrywać istotną rolę w wyznaczaniu kandydatów, ale nie będą mogły wysuwać kandydatów słabych, którzy cieszą się zaufaniem szefa partii, ale nie mają zaufania lokalnego elektoratu, bo po prostu tacy kandydaci przegrają wybory.
Prawdą jest, że po przejściu na jednomandatowe okręgi wyborcze małe partie nieco stracą na znaczeniu, ale z ich elektoratem trzeba się będzie nadal liczyć. Jeśli wybory w okręgach jednomandatowych będą dwuturowe, czyli będzie konieczność uzyskania 50% głosów, jak we Francji, a nie jak w Wielkiej Brytanii, gdzie jest jedna tura, to również elektorat mniejszych partii będzie miał wpływ na wynik. Kandydaci, którzy wejdą do drugiej tury, będą bowiem musieli ubiegać się o głosy wyborców z mniejszych partii, ale w rozsądnym zakresie, aby nie stracić własnego elektoratu. JOWy odcinają polityków ekstremalnych i partie radykalne od wpływu na politykę, a wymuszają więcej konkurencji o poparcie wyborców wśród polityków głównego nurtu.
W ostatnich latach mieliśmy rządy koalicyjne. W roku 2001 SLD musiało mieć koalicję z PSL, w 2005 PiS z Samoobroną i LPR, a w 2007 i 2011 PO z PSL. Gdyby były okręgi jednomandatowe, te koalicje zapewne nie byłyby potrzebne dla uzyskania większości. Uważam, że samodzielne rządy SLD i PO bez PSL, a PiS bez LPR i Samoobrony, byłyby lepsze dla Polski niż koalicje. Jednopartyjne rządy, którym sprzyja system wyborczy JOW, zmniejszą wpływy małych partii, w tym ekstremalnych, ale w zamian uzyskamy rządy sprawniejsze i jednoznaczną za nie odpowiedzialność.
W sumie warto zaznaczyć „Tak” w pierwszym pytaniu referendalnym, jeśli chcemy lepszych polityków i sprawniejszych rządów u władzy.
Ustalanie kandydatów przez partie polityczne, jest też częścią procesu demokratycznego, od którego zależy, jaką ofertę dostaną wyborcy. Partie mają prawo tworzenia komitetów wyborczych i zgłaszania kandydatur, dlatego też państwo ma prawo baczyć na to, aby wewnątrzpartyjne procedury wyłania kandydatów były demokratyczne.
Obecnie wyłanianie kandydatur wewnątrz partii zbyt często odbywa się na zamkniętych konwentyklach, bez transparentnych kryteriów, zwykle pod pełną kontrolą szefa partii. Przedstawieni przez szefa kandydaci zatwierdzani są w jawnych głosowaniach przez podniesienie ręki, jak w słynnym „Rejsie”. Trzeba to zmienić. Obowiązkowe powinny być partyjne prawybory, tak aby już na etapie wstępnej selekcji kandydatów zapewnić bardziej demokratyczną a mniej dyktatorską procedurę. W prawyborach należałoby zapewnić udział co najmniej wszystkich zarejestrowanych członków partii. Głosowania nad kandydatami powinny być tajne. Ten sposób preselekcji zachęcałby ludzi samodzielnych, niepokornych do ubiegania się o nominację. Obecny tryb wyłaniania sprzyja ludziom miernym, ale mających dobre układy z szefem partii, niekoniecznie mających poparcie nawet wewnątrz własnej partii. Demokratyczne i tajne prawybory w partiach powinny być obowiązkowym uzupełnieniem ordynacji, zarówno jeśli będą to JOWy, jak i kiedy pozostanie system proporcjonalny.
Zobacz też: Marcin Święcicki o JOW-ach